10 kwi 2010

Śmierć bliskich

tragedia. żałoba. żal i smutek, że nagle - byli i nie ma. wczoraj pochowałam dwoje ludzi, których do pewnego stopnia uważałam za przyjaciół. ich odejście w ciemność boli nadal bardzo. myślę o ciemności, bo odeszli z drogi Bożej świadomie i dobrowolnie. dlatego w jakiejś mierze nie żyją, a ja nie mogę im pomóc. ale patrzę w tę ciemność z nadzieją: Chrystus jest ŚWIATŁOŚCIĄ. być może tak jest, że czasem trzeba odejść w ciemność, by zobaczyć i zrozumieć, że nie ma życia poza Nim. powierzam ich też Tej, która nosiła w sobie SWIATŁO i  cała jest Nim przeniknięta. modlę się za nich jak nigdy dotąd.

a dziś jeszcze ta jakże dramatyczna śmierć ludzi, którzy przecież byli w pewnym sensie elitą społeczeństwa... tak jakby ta ziemia rosyjska ciągle pragnęła krwi, spijając tę najbardziej wyborową.

czuję się poniekąd jak Hiob, na którego się walą co raz to nowe i większe dramaty osobiste. wczoraj chciało mi się wyć, dziś jestem jak w amoku, najchętniej usiadłabym w kącie i nie myślała o niczym. reakcja obronna. ale wiem, że nie wolno. trzeba żyć, czuć, przeczołgać się przez to doświadczenie, żeby ono się stało naprawdę własnym. Żeby i moja śmierć - kiedykolwiek nastąpi - była moją własną.

 tym czasem, Panie, nie patrz na to, że błądzili i grzeszyli, zmarłych przyjmij (chociaż tylnym wejściem) do Nieba. a na żywych spuszczaj deszcz łask, by przemoczył skorupki grzechu, by w końcu jednak byli z Tobą.

2 komentarze:

  1. Amen. Poza modlitwą nie umiem zbyt wiele o tym powiedzieć...

    OdpowiedzUsuń
  2. Kościół Chrystusowy jest Kosciołem grzeszników. Ufam, że twoi przyjaciele mimo wszystko odnaleźli się właśnie w tym Kościele. A życie (każde!!!) jest drogą, której celem jest Bóg. Wydaje mi się, że w Chrześcijaństwie nie chodzi o drogę, ale chodzi o CEL! A żyć w Bogu, to także żyć w pokoju swego sumienia :)

    OdpowiedzUsuń